sobota, 21 lipca 2012

KAPITEL 8


Koło czwartej nad ranem gitarzysta wrócił chwiejnym krokiem do hotelu.
Wyjął klucz do swojego pokoju i udał się do windy gdzie wcisnął piętro drugie.
Kiedy winda zatrzymała się tam gdzie powinna, wyszedł z niej i udał się w kierunku pokoju.
Po chwili w ciemnościach zauważył postać czatująca pod drzwiami.
Zdziwił się trochę ale szedł dalej...
Kiedy stanął przy postaci, która nawet nie drgnęła zauważył że to jest jego brat.
Przykucnął przy nim i próbował obudzić.
Po chwili wokalista się ocknął i spojrzał bratu w oczy.
- Co ty tutaj robisz? Powinieneś być w swoim pokoju – Tom wstał i otworzył drzwi do swojego pokoju.
- Chciałem cię przeprosić. Wiem, przesadziłem wtedy przy śniadaniu. Poniosło mnie.
Oboje weszli do pomieszczenia zajmowanego przez gitarzystę, który ściągnął bluzę i położył ją na fotelu a sam się udał na łóżko.
- Ja też powinienem przeprosić. To moja wina, że wyjechała... Nie wiem co mną kierowało. Nawet nie wiesz jak mi z tym ciężko. Bill, proszę cię, pomóż mi. Pomóż mi się zmienić w Toma jakiego ty zawsze znałeś.
Gitarzysta znów był słaby psychicznie. Dziwki, alkohol ... teraz tylko tak odreagowuje wszystko. Spadał w dół i teraz już był prawie na dnie. Łzy popłynęły mu po policzku.
Wokalista przytulił brata i powiedział szeptem :
- Pomogę ci, bo wiem jak cierpisz. Pamiętasz? Jesteśmy jednością... Jedną duszą w dwóch ciałach. Wszystko będzie dobrze. Ale krokiem pierwszym będzie zerwanie z tymi tanimi dziwkami! Koniec z nimi, rozumiesz? Usuwaj teraz wszystkie numery tych panienek – Bill wstał i z  bluzy wyciągnął telefon brata i rzucił mu n łóżko. – No już, raz, raz usuwaj!
Tom się zaśmiał, wytarł ze swojego policzka kilka łez i wziął się za czyszczenie swojej książki telefonicznej.
- Po drugie, zamiast pić z bezsilności, przychodzisz do mnie. Rozmawiamy tak długo aż ci przejdzie, jasne?
- Jak słoneczko – odpowiedział żartobliwie gitarzysta.
- Po trzecie. Przestajesz myśleć o tej ... jak jej tam było? – wokalista przez chwilę drapał się po głowie - Camilli
- Claudii – poprawił go Tom.
- No właśnie. I dla twojego bezpieczeństwa jej numer tez usuń. Nie przyda ci się już.
 Parę minut później, książka telefoniczna gitarzysty została wyczyszczona z toksycznych kontaktów.
Po chwili jednak Tom dostał smsa, że Victoria ma włączony telefon.
- Mam zadzwonić?
- Zgłupiałeś do reszty? Jest środek nocy!
- Dobra, rano napisze jej smsa. Może będzie chciała ze mną rozmawiać...


*
- Córeczko wstawaj. Śniadanie masz już gotowe na stole. A teraz wybacz, ale idę na zakupy. – mama dziewczyny weszła do jej pokoju, rozsłaniając firany.
- To poczekaj na mnie, zjem i pójdę z tobą – Victoria wstała szybko i zbiegła po schodach do kuchni.
- Nie trzeba kochanie. Idę po same owoce... Poradzę sobie, a ty spokojnie zjedz.
Po chwili matka dziewczyny wyszła, zostawiając córkę samą.
Jedząc śniadanie usłyszała znajomy dźwięk przychodzącej wiadomości.
Z kanapką w ręce podeszła do stolika w salonie.
W drugą rękę wzięła telefon i kliknęła na „ odblokuj klawiaturę”
Zobaczyła ze nadawcą smsa jest Tom. Wahała się przez chwilę czy odczytać wiadomość. Jednak po namyśle wzięła na „ odczytaj” i ukazała jej się treść smsa.

Wybacz Victorio za to co zaszło w twoim pokoju... Nie wiem co się ze mną stało. Nie panowałem nad sobą...Gdzie jesteś? Wyjechałaś tak nagle... Przeze mnie, prawda? Proszę, odezwij się.

I co teraz zrobić?
Odpisz mu.
Ale co?
Wymyślisz coś, no dawaj.
Nie, nie jestem jeszcze gotowa.

Wyszła z wiadomości, wyciszyła telefon i odłożyła go na poprzednie miejsce.
Wróciła do kuchni z natłokiem myśli. Szybko zjadła kanapkę i po przeszukaniu swojej torebki, wyszła na ogródek z paczką papierosów w ręce.
Kiedy było jej ciężko – paliła. Uważała, że to najlepszy sposób na chwilowe odcięcie się od szarej rzeczywistości.
Było jej cholernie ciężko i nikt nie potrafił jej pomóc.

- A ty znowu palisz te świństwa! Ja nie mam już do ciebie sił. Powiedziałaś, że kiedyś to rzucisz. Jak widzę wcale się na to nie zanosi – powiedziała matka, kiedy wyszła na ogródek w poszukiwaniu swojej kochanej córki.
Dziewczyna tylko niemrawo się uśmiechnęła i zgasiła papierosa. Niedopałek wyrzuciła za płot i wróciła do domu.

Nikt nie powiedział, że rzucanie nałogów jest łatwe.

- Mamo, na którą jest pogrzeb? Wczoraj tak się zagadałyśmy, że w końcu mi nie powiedziałaś...
- Na dwunastą. Masz jeszcze trzy godzinki...
Brunetka udała się do swojego niegdyś pokoju, w którym się uczyła, przeżywała swoje miłości i nie raz płakała.
Tak było i dzisiaj. Zamknęła się na klucz w swoim azylu i przeszukując torbę pozwoliła sobie na łzy. Gorzkie i słone.
Myśli przyzwyczajały się do tego, że ojciec nie żyje. Dawała już radę, choć na miłe wspomnienia nadal będzie płakała.
Łzy były spowodowane smutkiem, żalem i opuszczeniem. Kiedy zerwała z chłopakiem, który zrobił z jej życia piekło postanowiła, że już nigdy się nie zakocha. Zostanie starą panną, zabawiającą dzieci swojego bliskiego kuzynostwa z którym była bardzo zżyta.
Całe to postanowienie zniknęło jak bańka mydlana, kiedy poznała Toma.
- Sprawiał wrażenie innego. Miłego, opiekuńczego – szeptała pod nosem.

A okazał się dupkiem jak każdy inny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz